sobota, 16 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 6

CARTER
            Siedziałam na trawie w samym środeczku ogródka domu Clarków. Nigdy bym nie sądziła, że się tu znajdę, to jest, u osoby która za mną nie przepada. To było naprawdę niezręczne, dalej jest i nie za bardzo wiem jak mam się zachowywać. Dopiero co poznałam tą małą dziewczynkę, a ona już chce się ze mną bawić, wpuszczają mnie do domu jakbyśmy się znali wszyscy razem od lat i tak po prostu zostawiają. Naprawdę nie wiedziałam co o tym myśleć.
            - Carter! Caarter! Patrz czego go nauczyłam! – piszczała Jazmyn, stojąc niedaleko mnie z wielkim psem u swoim boku.
Wcześniej się go bała, nawet nie chciała wejść do ogródka, gdy tylko go zobaczyła, ale na szczęście przekonałam ją, że Rocky nie gryzie. Podeszłam do niego bliżej a on rzucił się na mnie i zaczął lizać po twarzy, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, dawno nie miałam styczności ze zwierzętami i szczerze za tym tęskniłam. Zastanawiałam się, czy nie po prosić Grega, żebyśmy kupili psa, chociaż wiem, że znalazłby tysiąc argumentów przeciwko temu. Jazmyn widząc to, powoli podchodziła w naszym kierunku.
- No już, wystaw rękę i zobaczysz, że cię poliże a nie ugryzie. Ostrzegam, będzie łaskotać. – uśmiechnęłam się do niej zachęcająco.
Spojrzała na mnie niepewnie, potem na psa, a potem znowu na mnie i nieśmiało wyciągnęła dłoń przed siebie. Rocky to zauważył i ochoczo podbiegł do niej, zaczynając lizać jej rękę. Jazmyn zaczęła się śmiać, a potem przytuliła psa, który był od niej dwa razy większy, jakby tuliła przytulankę do snu.
- Widzisz? Nie ma się czego bać. – poklepałam ją lekko po plecach.
Mała już nie potrzebowała mojej zachęty. Zaczęła biegać razem z psem. Teraz natomiast stała nad nim, wciąż powtarzając:
- Siad! Siad! Dobry pies! – gdy siadał ona cmokała go ustami w nosek, a pies szczekał kilka razy wesoło i machał energicznie ogonem na znak radości. Patrzyłam na ten obrazek z lekkim uśmiechem na twarzy, dopóki nie zorientowałam się, że to nie moje miejsce, nie powinno mnie tu być. Wstałam i podeszłam do dziewczynki.
- Wiesz Jazmyn, ja już będę szła.
- Nie idź. – chwyciła mnie za mały palec, spoglądając tymi swoimi dużymi, błyszczącymi się oczami, którym chyba nikt nie potrafił odmówić.
- No właśnie, zostań jeszcze chwilkę. – rzucił Justin, wychodząc na zewnątrz. – Co masz do stracenia? – wzruszył ramionami i posłał mi olśniewający uśmiech. – Zresztą Rocky cię polubił. Nie idź.
To, że próbowali mnie zatrzymać poruszyło moje serce, cała wewnątrz się rozpłynęłam, na zewnątrz ukazałam szeroki uśmiech i pokiwałam głową. Jazmyn zadowolona zaczęła biegać z psem.
- Kto by pomyślał, że moja siostra polubi tego psa. – Justin był naprawdę zaintrygowany. Usiadł obok i pokręcił głową. – Gratuluję. – szturchnął mnie lekko w ramię, śmiejąc się. – Kiedyś się za to odwdzięczę.
- Trzymam cię za słowo. – również uśmiechnęłam się. – Mecz jest za cztery dni, denerwujesz się?
- Ja? – parsknął, po czym wstał dumnie prężąc pierś. – Patrzysz na najlepszego siatkarza w całym Valance.
- No czyja wiem.., nie wyglądasz. – udałam zawahanie, wiedząc, że zaraz odpowie na atak.
- To przez wzrost? – prychnął. – Może i mam tylko sto osiemdziesiąt centymetrów ale za to nikt mnie nie pokona w ataku.
- Dopóki nie zobaczę, nie uwierzę. – spojrzałam na niego wyzywająco.
- Okej. Ty i ja, boisko za pół godziny. Zobaczymy co potrafisz. – poruszył zabawnie brwiami.
- Żartujesz? – miałam nadzieję, że to był żart, chociaż Justin wyglądał na przejętego tym tematem.
Greg opowiadał mi, że w moim wcześniejszym życiu, kiedy jeszcze wszystko pamiętałam, kochałam sport, siatkówka również się do tego zaliczała, jednak nie chciałam mu uwierzyć. Wystarczyło, że spojrzałam w lustro, zobaczyłam grube, stykające się ze sobą uda, obwisłe ramiona i wystający brzuch. Ktoś tak wyglądający nie może kochać sportu.
Teraz było za późno aby odmówić Justinowi, musiałam przyjąć wyzwanie, jeśli nie chciałam wyjść na idiotkę. Co ja kurde zrobię teraz? Może mam jakąś piłkę w domu i szybko poćwiczę odbicia. Nie no, to bez sensu. Teraz liczyło się dla mnie jedynie zaufanie do Grega. Jeśli mówił prawdę, powinnam sobie poradzić, a jeśli nie to znaczy, że kłamał.
- A co, tchórzysz?
- Nie. – odparłam szybko.
- Ahh, okej. To widzimy się za pół godziny na boisku tym przy stadionie. – wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam.
- A gdzie jest ten stadion? – spytałam.
- Za tą ulicą w lewo i po prawej stronie będzie taki mały park i za tym parkiem jest stadion a obok inne boiska. – wytłumaczył wciąż ściskając moją dłoń.
- To do zobaczenia. – rzuciłam, po czym delikatnie odsunęłam się. Justin speszony wypuścił moją dłoń z uścisku i niepewnie potargał swoje włosy. – Pa Jazmyn! – pomachałam jej, po czym wzięłam książkę, którą zostawiłam na tarasie i szybko przeskoczyłam mały płotek, dzielący nasze posiadłości, wracając do domu.
Zdjęłam buty w przedpokoju i rzuciłam je do kąta, a książkę położyłam na stole w kuchni.
- Halo? Greg, gdzie jesteś? – odpowiedziała mi cisza. – Kurde, kurde, kuuurde. – mruczałam nerwowo, chodząc w tę i z powrotem.
Na początku zajrzałam do piwnicy, gdzie pozostały wszystkie pudła, które były krótko mówiąc, zbędne. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś wypakowywała piłkę do siatkówki, ale nadzieja była w tych pudłach.  Zaczęłam wszystkie przeglądać, większość to były stare ubrania, jakieś porcelanowe figurki, książki, kasety wideo. Z każdym kolejnym pudłem moja nadzieja gasła. Aż wreszcie otworzyłam ostatnie pudło, gdzie znajdowały się zabawki, prawdopodobnie z mojego dzieciństwa.
Zrezygnowana westchnęłam głośno. No trudno, muszę zaryzykować, najwyżej się ośmieszę, co z tego? Mam chyba prawo nie umieć grać. Tak pocieszając się poczłapałam schodami w górę aby wejść do swojego pokoju. Tam zmieniłam rybaczki na luźne, dresowe, krótkie spodenki i białą koszulkę na ramiączkach, gdyż mimo jesiennej pory roku, upał był niesamowity. Spojrzałam w lustro i wzdrygnęłam się, widząc uda które z każdym moim krokiem trzęsą się jak galareta.
- Carter? Jesteś w domu?
Zbiegłam szybko po schodach, przez co poślizgnęłam się na dwóch ostatnich stopniach i prawie wywaliłam, gdyby w porę nie złapał mnie Greg. Odchrząknęłam.
- Jestem. – oświadczyłam.
- Czemu… jesteś tak ubrana? – zmarszczył czoło.
- Dobra, wiem, że wyglądam okropnie, nie musisz mi tego przypominać na każdym kroku! Greg, czy ja dobrze gram w siatkówkę? Wszystko teraz zależy od ciebie.
- Eh, a po co ci to?
- Odpowiedz! – pisnęłam.
- Kiedyś dobrze grałaś, ale nie wiem jak teraz… Minęło sporo czasu, więc mogłaś wypaść z formy, a co? Umówiłaś się z kimś?
- No to jestem skończona. – jęknęłam i poszłam do salonu, aby walnąć się na kanapę. – Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś?!
- Skąd miałem wiedzieć, że dla ciebie będzie to taki problem?
- Ughhhh. – jęknęłam i ruszyłam do kuchni. – Jest jakiś obiad?
- Odgrzej sobie zapiekankę.
Zjadłam obiad, wciąż myśląc o umówionym meczu z Justinem. Bałam się jak cholera, chociaż nie wiedziałam w sumie dlaczego, gdyż przecież znałam go zaledwie trzy dni i to niby nie było nic wielkiego, ale jednak… Gdy go po raz pierwszy zobaczyłam, myślałam, że to nie moja liga, popularni, bogaci i na dodatek przystojni chłopcy zazwyczaj są zarozumiali i mają tylko przyjaciół, którzy są do nich podobni, w tej samej lidze.
Jednak ten okazał się być inny. Przyjął mnie, mimo mojego wyglądu: grubych ud, zbyt umięśnionych łydek, krótkich i dodatkowo cienkich włosów oraz tego, że prawie cały czas jestem czerwona na policzkach bez wyraźnego powodu. Mój charakter również nie przyciągał innych ludzi jak magnes, a to wszystko dzięki mojej ulubionej koszulce Justin mnie zauważył. Kto wie, czy gdybym jej wtedy nie założyła teraz byśmy się znali.
Dzięki koszulko !
A co będzie jak on mnie pozna bliżej i stwierdzi, że nie było warto do mnie zagadywać? Ja się do niego przywiążę, a on nagle zniknie. Tego najbardziej się obawiałam.
- Wychodzę! – oznajmiłam wujkowi.
Ubrałam tylko białe, wyższe do kostek Nike i wyszłam, w tej samej chwili z domu wyszedł David. Nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, po czym od razu zmieniły kierunek. Gdy ponownie na mnie spojrzał, uśmiechnęłam się do niego aby rozładować napięcie, lecz on odwrócił wzrok.
Tak. Justin na pewno niedługo przejrzy na oczy, a jak nie to ktoś mu w tym pomoże. Błagam Cię Carter, nie przywiązuj się! – krzyczałam na siebie, żeby wbić to sobie do głowy.
Ruszyłam w wyznaczonym kierunku szybkim marszem, żeby się nie spóźnić. Jeszcze tam nie byłam, więc ciekawość pchała mnie tym bardziej do przodu. Zerknęłam na zegarek, zapięty na lewym nadgarstku, miałam jeszcze pięć minut, jednak już zbliżałam się ku celowi. Zza drzew widziałam białe, wystające słupy a między nimi trybuny, ale najpierw musiałam przejść szybko przez malutki park, żeby dotrzeć do stadionu. Obeszłam go w pół, aż zobaczyłam resztę boisk.
- Carter! – usłyszałam swoje imię, więc zaczęłam szukać właściciela tego głosu. Słońce mi w tym nie pomagało, ledwo widziałam. – Carter! – głos był coraz bliżej. – Na prawo!
Zasłoniłam słońce ręką i podążyłam w prawą stronę, aż zobaczyłam Justina z piłką pod pachą. Miał czarne, luźne spodenki do kolan przez co jego nogi wydawały się jeszcze chudsze oraz białą koszulkę na ramionach, idealnie odsłaniające wyrzeźbione ramiona.
- Cześć znów. – podeszłam bliżej, ukrywając się w cieniu. – Myślałam, że na ogół na boiskach będzie więcej ludzi. – rozejrzałam się wokół. Na każdym boisku były dwie, czasem trzy osoby, nie więcej. W Chicago coś takiego było nie do pomyślenia, kiedy jeszcze tam mieszkałam po wypadku samochodowym i wyszłam ze szpitala, to przeszłam obok jednego stadionu, gdzie ludzi było pełno, a jeszcze więcej czekało, aż któreś miejsce się zwolni. W Valance jak widać, tak nie było.
- To dlatego, że dzisiaj jest jakiś koncert na rynku. Nie słyszałaś tego jak gra muzyka? Chyba w całym mieście ich słychać.
- Nie. – przełknęłam ślinę. – A ty czemu nie poszedłeś? – szybko zmieniłam temat, byleby nie dotrzeć do mojej wady słuchu.
- Nie moje klimaty. – odparł. – Poza tym umówiłem się z tobą na mecz, prawda? Ja zawsze dotrzymuje słowa. – puścił oczko. – Zaczynamy, czy chcesz się rozgrzać? Ja miałem na to czas.
- Daj mi chwilkę. – poprosiłam. – Mogę piłkę? – w odpowiedzi mi ją rzucił. Zręcznie złapałam i kilka razy odbiłam od betonu. Twarda.
Czułam na sobie palące spojrzenie Justina, przez co było mi trochę nieswojo i nie chciałam odbijać, co jeśli mi się nie uda i zrobię z siebie idiotkę? O nie, nie ma mowy! Odrzuciłam do niego i klasnęłam w dłonie.
- To zaczynamy? – rzuciłam lekko, zbyt lekko, ponieważ wewnątrz cała się trzęsłam z nerwów.
- Jaka pewna siebie. – uniósł podejrzliwie brwi. – Chcesz, żebym to ja zaczął? – kiwnęłam twierdząco głową. – Okej, skoro chcesz. – uśmiechnął się tajemniczo, po czym ustawił się na miejscu.
Ja natomiast stanęłam w samym środeczku, aby być gotowa zarówno na dalszy serw jak i ten bliższy, gdyż nie wiedziałam czego się spodziewać. Spojrzałam niezręcznie na swoje ręce: „Nie zawiedźcie mnie” – mruknęłam do nich w myślach. Po czym otrząsnęłam się, nie mogąc uwierzyć, że właśnie rozmawiałam z własnymi rękami i zaczęłam obserwować każdy ruch Justina. Odbił kilka razy piłką o beton, minęło dosłownie kilka sekund zanim zorientowałam się, że zaserwował, ponieważ piłka minęła moje ucho z prędkością światła. Justin wyglądał na zadowolonego z siebie, ponieważ śmiał się, prawdopodobnie z mojej miny.
- Otwórz oczy Carter! – usłyszałam śmiech chłopaka i dopiero wtedy zorientowałam się, że zaciskam mocno powieki, skulona w sobie.
- Bardzo… bardzo zabawne! – odpowiedziałam mu, próbując ukryć zażenowanie.
- Gramy do 15!
Zaserwował jeszcze raz, a ja byłam nadal zdezorientowana. Nie wiedziałam co robić z rękami, więc odruchowo plasnęłam jedną ręką w piłkę, jednak ta walnęła w siatkę. Zabolało jak cholera, jęknęłam i złapałam się za bolącą dłoń. Cała była czerwona i napuchnięta. To koniec, jestem skończoną idiotką.
Podniosłam głowę i zauważyłam idącego ku mnie Justina. Był jednocześnie zmartwiony co rozbawiony tym zajściem.
- Wszystko okej? – spytał, przechodząc pod siatką.
- J-ja… - jęknęłam, nie bardzo wiedziałam co zrobić. Spuściłam rękę i zacisnęłam powieki. – Jest okej.
- Mogłaś wcześniej powiedzieć, że nie umiesz grać. Chętnie cię nauczę. – zaproponował, przez poczułam się jeszcze gorzej. Wiedziałam, że teraz w myślach się ze mnie śmieje, uważa za ofiarę. Kto to widział siedemnastolatkę która nie umie grać w siatkówkę? No przynajmniej powinnam umieć odbić, ale nie, ja jestem totalną ofiarą.
- Ja umiem…. Umiałam. – poprawiłam się od razu. – Kiedyś.
- Ale jak się raz nauczysz to tego się nie zapomina. – zmarszczył czoło, pewnie myślał że go wkręcam, że to tylko wymówka.
- No właśnie. – spojrzałam na niego, świadoma że jestem cała czerwona na twarzy ze wstydu. – Ja…. Nie łatwo mi o tym mówić, ale kiedy mieszkałam w Chicago, miałam wypadek samochodowym na wskutek którego straciłam pamięć.
- Nie musisz się tego wstydzić. – poklepał mnie po ramieniu, może nie miał tego na celu, ale to było dość mocne klepnięcie. – Nauczę cię, choćbym musiał zarywać nocki.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? – odważyłam się go spytać.
- Nie wiem. – wzruszył ramionami. – Przypominasz mi kogoś.
- Tak? A kogo? – nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania.
- Moją przyszłą przyjaciółkę. – wyszczerzył zęby w uśmiechu i pokręcił głową, lekko zmieszany. – Jak tylko zobaczyłem twoją koszulkę, pomyślałem „O! Muszę ją poznać”. Gratuluję dobrego gustu muzycznego.
- Dzięki. – parsknęłam śmiechem. – Ale ostrzegam cię, ja nie jestem taka jak inni twoi znajomi. – dodałam nieco poważniej.

- Dobrze. Właśnie o to chodzi. – uśmiechnął się tajemniczo. – A teraz chodź, nauczę cię jak się odbija.

Od autorki: O rany, o rany, o rany masaaaakra. Chyba źle zaczęłam to opowiadanie, bo przestaje mi się podobać, jednak jak już zaczęłam to skończę, a w międzyczasie stworzyłam nowego bloga:


Gdzie już jest zwiastun i bohaterowie. Myślę że to przypadnie wam bardziej do gustu. Niedługo się pojawi prolog, muszę tylko kilka poprawek nanieść i dodaję. Mam nadzieję, że chociaż rzucicie na niego okiem :)

3 komentarze:

  1. Szkoda, że taki krótki ten rozdział, ale za to bardzo zabawny. Wyobraziłam sobie siebie na miejscu Carter...hahaha ja to w ogóle bym nawet złapać tej piłki bym nie umiała. To bylo słodkie, kiedy Justin powiedział, że ona przypomina jego przyszłą przyjaciółkę. To smutne, że Carter miała wypadek i tak wielu rzeczy nie pamięta, ale to dobrze, że zaufała Justinowi.
    Smutno mi, że nie masz weny na to opowiadanie, ale mam nadzieję, ze wytrwasz do końca. No i liczę na to, że masz ciekawy pomysł na nowe opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę duzo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział był taki "aww". Cały czas to powtarzałam czytając, a już jak Justin jej powiedział, że przypomina mu przyszłą przyjaciółkę to byłam w siódmym niebie haha. Mam nadzieję, że jakoś dasz rade z tym opowiadanie. Mnie się ono bardzo podoba, ale jeśli będziesz chciała z niego zrezygnować to nie będę zła. W końcu jeśli miałabyś na siłe pisać to to nie będzie dla ciebie żadna przyjemność a jedynie obowiązek. Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystko jest git ! :D Superancki rozdział :)

    OdpowiedzUsuń