niedziela, 12 października 2014

ROZDZIAŁ 9

JUSTIN
            Wróciłem do domu z mieszanymi uczuciami. Wiedziałem, że Carter już wyczuła mój zepsuty nastrój, dlatego jak najszybciej chciałem się pożegnać, aby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Kiedy tak na nią patrzyłem, miałem ochotę jej wszystko powiedzieć co mnie dręczyło. Wszystko, dosłownie, z trudem trzymałem język za zębami. Znałem ją zaledwie tydzień i już miałem zwierzać się z mojego życia? Nie chciałem, aby się spłoszyła , po czym uciekła zmieszana, zbyt dobrze mi się z nią rozmawiało.
            - Justin? – moja matka stanęła w progu kuchni. – Gdzie się tak długo szwędałeś?
            - Byłem na boisku. – mruknąłem na odczepnego, chciałem jak najszybciej dotrzeć do swojego pokoju.
            - Proszę, informuj mnie wcześniej. Martwiłam się.
            - Mam już siedemnaście lat, wyluzuj. – westchnąłem.
            - Chcesz kolację? – spytała.
            - Nie, dzięki.
            Po tych słowach jak najszybciej udałem się na górę. Zaświeciłem światło, aby przypadkiem się o coś nie potknąć. Zasunąłem odruchowo rolety i podszedłem do wieży. Włączyłem moją ulubioną płytę. Uwielbiałem, że całe pomieszczenie wypełnił słodki dźwięk muzyki, a ja leżałem sam na podłodze w ciemnościach, myśląc o różnych sprawach. Tak też zrobiłem, zgasiłem światło i położyłem się na dywanie.

Cause all I know is we said hello,
And your eyes look like coming home,
Oh, I know it’s a simple name, everything has changed,

            Przypomniała mi się sytuacja pomeczowa i niezbyt miłe uczucie w sercu znowu zagościło. Pamiętam, że gdy wygraliśmy mecz, Pauline pojawiła się niemal znikąd i rzuciła się na mnie, mocno przytulając. Byłem zbyt zdezorientowany, aby myśleć racjonalnie. Poklepałem ją przyjacielsko po plecach, po czym niezręcznie odsunąłem od siebie.
            Tłum zaraz mnie pochłonął, więc nie miałem szansy aby coś jej odpowiedzieć, albo jakoś zareagować. Gdy w końcu cały ten chaos nieco ustał, udało mi się spokojnie wyjść, wcześniej odsłuchując gratulacje od różnych ludzi, począwszy oczywiście od trenera. Wyszedłem aby odnaleźć Julie – stała przed moim samochodem, oparta o maskę. Ręce miała skrzyżowane na piersiach a po jej ustach wywnioskowałem, że była zła. Podniosła wzrok dopiero gdy stanąłem przed nią.
            - To już mnie przerasta. – próbowała się uśmiechnąć, ale nie patrzyła na mnie, lecz w błękitne niebo. Przymknęła oczy, zauważyłem, że jej dolna warga drga niebezpiecznie.
            - Julie. – powiedziałem cicho. Czułem, co zamierza powiedzieć i wcale tego nie chciałem słyszeć. – Może przemyślisz to ?
            - Justin! – spojrzała na mnie, a jej oczy były całe we łzach. – Ty nic nie rozumiesz. No jasne, dlaczego byś miał? – już otworzyłem usta aby coś powiedzieć, jednak Julie mi przerwała. – Proszę, daj mi coś powiedzieć. Jestem zmęczona tym, że Pauline ciągle nam przeszkadza i miesza się w nasz związek. Wiem, że coś do niej czujesz, widzę to w twoich oczach, proszę nie zaprzeczaj. Przecież widzę. – Julie płakała, chciałem jej jakoś ulżyć, ale przyjęła taką postawę, jakby nie chciała abym jej chociażby dotknął. – I chociaż cię kocham, nie mogę z tobą być. To za bardzo boli. Chciałam być dla ciebie wystarczająco dobra, żebyś nie musiał szukać tego u innych dziewczyn, ale nie mogłam. Przepraszam.
            - Ja… - zacząłem, ale nie mogłem niczego więcej z siebie wydusić.
            Dziewczyna wspięła się na palcach, a jej miękkie wargi dotknęły mojego policzka. Drobne palce po raz ostatni przejechały po mojej brodzie. Uśmiechała się ze łzami w oczach, a ten obraz złamał mi serce. Po czym szepnęła krótkie „Żegnaj” i odeszła.
            Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, że już nigdy nie będę mógł jej pocałować na powitanie, podzielić się z nią swoimi obawami, troskami. Już nigdy nie zaśnie koło mnie, nie splecie naszych dłoni razem, a potem ja nie obejmę jej mocno, aby poczuła się bezpiecznie. Te myśli sprawiły, że miałem ściśnięte gardło, zaraz lada chwila mogłem eksplodować.
            Chwyciłem za telefon i bez namysłu napisałem do Carter. Była jedyną osobą, która mogła mnie w tej chwili zrozumieć.

            „Cześć, wybacz, że przeszkadzam. Możemy pogadać?” – wysłane.

            „Hej, no jasne. Co się dzieje?” – odpowiedź nadeszła bardzo szybko, jakby się tego spodziewała, że do niej napiszę.

            „Nie mogę oddychać. Julie ze mną zerwała”

            „Oh Justin… Tak mi przykro. Dlaczego?”

            Zbyt dużo by o tym pisać, dlatego przycisnąłem zieloną słuchawkę przy jej imieniu i nazwisku. Serce biło mi bardzo szybko, sam nie wiem czy to z powodu Julie czy blondynki.
            - Justin. – wyszeptała do słuchawki, ledwo ją usłyszałem przez ryk muzyki. Podszedłem do wieży i trochę skręciłem głośność.
            - Carter. – odpowiedziałem bezmyślnie, kładąc się z powrotem na podłodze.
            - Cieszę się, że zadzwoniłeś. – nie wiem czemu, ale pocieszyły mnie te słowa i to bardzo. Potrzebowałem teraz usłyszeć coś miłego.
            - Nie umiałem ci streścić tego wszystkiego w sms-ie. – wytłumaczyłem. Zapanowała niezręczna cisza, a w tle było słychać jedynie Fall Out Boy „Alone Together”. – Leże na podłodze i jestem dosłownie w rozsypce.
            - Jeśli to może ci pomóc, też się kładę. Podgłośnij trochę FOB. – usłyszałem jak jej ciało gruchnęło lekko o panele.
            I wtedy opowiedziałem jej całą historię, wszystko. Niczego nie pominąłem. Wyjaśniłem jak poznałem się z Pauline, że była ona moją pierwszą miłością i tak naprawdę nigdy nie przestałem czuć do niej „tego czegoś”. Powiedziałem o naszym rozstaniu, o tym jak poznałem Julie i jak się między nami układało. Carter co jakiś czas wtrącała jedno pytanie, które zazwyczaj brzmiało „Ale co, możesz powtórzyć?”. I powtarzałem jej cierpliwie, nawet mnie to w sumie nie zrażało, ani nie denerwowało. Chciałem się wygadać, tak po prostu, bez oceniania, jakby to zrobił David, czy co gorsza – Jordan.
            Prawie płakałem, kiedy opowiadałem jej jak Julie wyznała mi miłość, podczas gdy jedliśmy lody w jej ulubionej lodziarni. Miała nos umazany bitą śmietaną, śmiała się z mojej miny, aż przez przypadek, a może celowo, pod wpływem uczuć powiedziała:
            - Kocham Cię.
            Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Długo czekałem, aż usłyszę te słowa – i było warto. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem namiętnie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Julie zauważyła, że mam nos ubrudzony, tak samo jak ona. Wyglądała tak uroczo, kiedy próbowała mi serwetką go wyczyścić.
            - Byłem takim kretynem Carter, że ją straciłem. Pozwoliłem jej odejść.
            - Oh Justin… -dziewczyna westchnęła smutno. – Wiesz, skoro tak cierpisz po jej stracie, to musisz ją odzyskać.
            - Tylko jak? Ona nie chce mnie już pewnie znać, przez Pauline.
            - Musisz jej udowodnić, pokazać, że ją kochasz. Ją, nie Pauline. Ignoruj tą dziewczynę, nie dawaj się temu pożądaniu. – jej słowa miały charakter bardzo motywujący, aż chciałem coś zrobić tu i teraz.
            - Masz rację. Tylko jak jej to pokazać…
            - Macie jakieś wspólne zdjęcia?
            - Tak…
            - Dużo?
            - No, dość sporo. – pomyślałem o całym albumie, który udało nam się stworzyć przez rok.
            - Może byś codziennie wrzucał jej do szafki po jednym zdjęciu, aż zgodzi się z tobą spotkać? I tu już twoja inicjatywa.
            - No nie wiem, a może zamiast samej prośby o spotkanie…
            - .. cytaty FOB ! – wykrzyknęliśmy wspólnie. Aż wstałem, uzmysłowiając sobie, że powiedzieliśmy to dokładnie w tym samym momencie. Zachichotałem cicho, a Carter odpowiedziała mi tym samym.
            - Świetny pomysł Justin. Nie trać optymizmu, ona będzie jeszcze twoja, zobaczysz.
            - W końcu, która by się nie oparła mojemu urokowi ? – zaśmiałem się.
            - Dokładnie ! A znasz „Me and You”?
            - Chyba nie…
            - To poczekaj chwilkę.
            Podszedłem do wieży i przeskoczyłem płytę o kilka kawałków w przód, aż głos Patricka wypełnił cały mój pokój.
Last year’s wishes are this year’s apologies. Every last time I come home. I take my last chance . To burn a bridge or two. I only keep myself this sick in the head
‘Cause I know how the words get you
            - I jak?
            - Wow, tego chyba jeszcze nie słyszałam. To dziwne, myślałam, że wyszukałam wszystkie ich kawałki.
            - A widzisz! Jednak coś przeoczyłaś.
            - Może specjalnie, żebyś ty mi mógł ją pokazać.
            - Wierzysz w przeznaczenie? – spytałem, ponieważ nic innego nie przychodziło mi na myśl po jej wypowiedzi.
            - Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny.  – odparła lekko. – A co z tobą?
            - No nie wiem… - zawahałem się. – Myślę, że to od ludzi zależy, co zrobią, jakie skutki będą poprzez ich działania.
            - Nie wierzysz w siły nadprzyrodzone? W Boga?
            - Wierzę… Ale to przecież On dał nam wolną wolę.
            - Słusznie.
            Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, zanim mnie nie znużył sen, a było to około trzeciej w nocy. Rano kiedy się przebudziłem, gwałtownie drgnąłem, gdyż telefon leżał mi na twarzy. Gdy spojrzałem na wyświetlacz, zauważyłem, że rozmowa dalej trwa, więc albo Carter zapomniała się rozłączyć, albo też zapadła w sen. Połączenie dobijało już siedmiu godzin, nie chcę wiedzieć jaki będzie mój rachunek…
            - Halo? – powiedziałem do słuchawki. – Carter? – cisza, było słychać jedynie jakiś szmer. – CARTER?!
            - O MÓJ BOŻE! – słyszałem jak telefon gruchnął na ziemię, a dziewczyna jęknęła. – Co do ch… O kurde, Justin.
            - Tak – zaśmiałem się – Przegadaliśmy caaałą noc.
            - Kurcze, przepraszam, ja po prostu zasnęłam…
            - Nie szkodzi. Trzeba czasem zaszaleć, ale teraz lepiej się zbierajmy do szkoły. Może cię podwieźć ?
            - Hm, nie. Nie, dzięki. –wyczułem chwilę zawahania się. – Pojadę tramwajem.
            - Okej, to do zobaczenia. – odparłem zatem, rozłączając się.
            Najpierw poszedłem do łazienki, wziąć porządny prysznic, gdyż nie czułem się zbytnio komfortowo w ciuchach z wczorajszego dnia. Następnie zszedłem na dół, gdzie już czekała na mnie Jazmyn, gotowa aby jechać do szkoły.
            - Cześć młoda. – rzuciłem do niej, otwierając przy tym lodówkę. Wyciągnąłem z niej mleko i tak jak zwykle nasypałem płatków do miski, po czym zalałem białym płynem.
            - Nie jestem młoda! Pani w szkole nam powiedziała, że już jesteśmy na tyle duzi, aby głosować w samorządzie szkolnym ! – pochwaliła się.
            - No jasne, młoda. – puściłem jej oczko. – Zbieraj swój plecaczek, czekam przy samochodzie. – powiedziałem, kończąc śniadanie.
            Poszedłem do garażu, licząc na to, że ojciec zajrzał pod maskę i coś porobił, dzięki czemu mógłbym jechać już swoim samochodem. Wsiadłem do cytrynki, zapaliłem, ale silnik ani rusz. Dało się jedynie słyszeć nikłe szemranie – nic więcej. Chyba będę musiał naprawdę zawieźć ją do mechanika, a dzisiaj znowu byłem zmuszony jechać tramwajem. Myśl ta jedynie pocieszała mnie, że Carter pomoże mi przebyć tą drogę szybko, bez zwracania uwagi na transport.
            - No nic, jedziemy tramwajem. – powiedziałem do Jazmyn, która na tą wiadomość zareagowała z niemałym entuzjazmem. Dziewczynka kochała nowe rzeczy, zwłaszcza tramwaj, bardzo ją ciekawił z niewiadomych przyczyn.
            - Czy Carter też z nami jedzie ? – spytała.
            - Tak, raczej tak.
            - To fantastycznie!
            Kiedy doszliśmy na przystanek, tramwaj już stał. Wsiedliśmy do niego pośpiesznie, przechadzając się między wagonami w poszukiwaniu Carter. Zobaczyłem ją w ostatnim, jak oparta była o szybę z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Rozbawił mnie ten widok – rozgarniętej Carter.
            Usiadłem obok niej, ale nawet nie poczuła mojej obecności, więc oparłem głowę o jej ramię. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ale nie poruszyła się w przeciwieństwie do tramwaju. Huknął, ruszając z miejsca, jednak Evans niczego nie poczuła ani nie usłyszała nawet. Położyłem palec na usta, nakazując Jazmyn być cicho.
            - Ale… - zaczęła w proteście, chcąc wskoczyć Carter na kolana, jednak skarciłem ją wzrokiem. Lekko naburmuszona usiadła naprzeciwko nas i tak siedziała, wpatrzona w krajobraz.
            Była taka cisza wewnątrz, takie ciepło mi było, że aż sam przymknąłem powieki. Czułem się bardzo uspokojony. Jednak nie na długo, ponieważ ktoś uparcie trząsał mną poprzez ramię.
            - Justin! Justin! Obudź się! Justin! No weź proszę.

            - Co jest… - mruknąłem rozdrażniony, że ktoś śmie przerywać mi drzemkę. Uchyliłem powieki, aż ujrzałem twarz Carter blisko mojej. – Co ?
            - Minęliśmy ze trzy przystanki. – oznajmiła zdenerwowana, widziałem jak przełyka głośno ślinę.
            - Cholera… Jazmyn. – poszukałem wzrokiem mojej młodszej siostry. Spała jak zabita, skulona w kłębek. – Cóż, widać dzisiaj jest dla nas wszystkich bardzo senny dzień. Która godzina?
            - W pół do dziesiątej. – powiedziała nadal nerwowo blondynka. – O rany, co my teraz zrobimy? Greg mnie zabije.
            - Opłaca się iść do szkoły jeszcze? Jakby nie patrzeć, jesteśmy w środku miasta, a ona jest naprawdę kawałek stąd. Zanim tam dotrzemy minie z godzina i nie będzie sensu iść. – posłałem dziewczynie cwany uśmieszek, poruszając przy tym znacząco brwiami.
            - Wagary? – miała przerażoną minę. – Ja… ja jeszcze nigdy tego nie robiłam. Chyba… - zawahała się. – Nie, to nie w moim stylu.
            - Daj spokój Carter, trzeba korzystać z życia. Nie żyjemy wiecznie, więc coś nam się należy. – chwyciłem jej dłoń, była bardzo zimna, więc przykryłem ją swoją drugą, aby trochę ocieplić i jednocześnie uspokoić blondynkę. – W porządku?
            Nie odpowiedziała, ale pokiwała twierdząco głową, chociaż dało się zauważyć po jej oczach iż jest przerażona. Roześmiałem się, ponieważ to były tylko wagary a nie przestępstwo, za które moglibyśmy iść do więzienia, jednak Carter była tym naprawdę przejęta. Dziwiło mnie to, gdyż chyba każdy w tym wieku przynajmniej raz wagarował, a jednocześnie bardzo zaciekawiło, że istniała taka osoba, która się ich bała.
            - A Jazmyn?
            - Pójdzie z nami. Nawet wiem gdzie. – odpowiedziałem tajemniczo, chcąc ją zaciekawić. – Wysiadamy na następnym przystanku. – poinformowałem, po czym zacząłem rozbudzać siostrę. Z początku kręciła głową, mrugając wciąż oczyma, nie wiedząc gdzie się znajduje. Wziąłem ją na ręce, wciąż śpiącą, po czym chwyciłem się rurki, aby nie upuścić siostry. Poczułem na sobie palące spojrzenie Carter. Spojrzałem na nią pytająco, a blondynka potrząsnęła głową, po czym powiedziała z lekkim uśmiechem:
            - Wyglądacie uroczo.
            - Dzięki. – parsknąłem śmiechem na ten komplement, ponieważ jeszcze chyba nikt nie nazwał mnie „uroczym”, zawsze tylko „pies na baby”.
            Wysiedliśmy na następnym przystanku. Jazmyn rozbudziła się dopiero, gdy szliśmy spacerem wzdłuż rynku, rozmawiając głównie o szkole, poważne tematy zostawialiśmy na wieczór, poza tym nie chciałem gadać przy siostrze o moich podbojach.
            - Kiedy mi się wydaje, że rozumiem matmę, on nagle strzela jakiś wzór i wszystko diabli biorą. – Carter westchnęła zrezygnowana.
            - Nie myślałaś o korkach?
            - Niee, nie mam tyle pieniędzy aby sobie na nie pozwolić. I też nie jestem tobą, nie mam samych piątek.

            - Nie przesadzaj. – parsknąłem lekko speszony. – Zamknij oczy! Jesteśmy prawie na miejscu, Jazmyn cicho. – przytknąłem palec do ust, nakazując siostrze milczenie, gdy ta otwierała już usta aby coś pisnąć. Postawiłem ją na ziemi, a sam stanąłem za Carter, zamknąłem jej oczy dłońmi. – Jeszcze kilka kroków, powiem ci kiedy stop. – przeszliśmy do końca uliczki, po czym skręciliśmy w prawo. – Stop.

Od autorki: Ja już nie wiem czy kogokolwiek mam informować, więc jeśli ktoś ewentualnie by chciał, to napiszcie pod rozdziałem linki do bloga czy tt. Chyba się wypalam, skoro nikt nie chce tego czytać, przykro mi :(