CARTER
Każdy
z nas ma swoją historię, wszyscy przeszli swoje, nie ma nikogo, kogo by życie
nie pożałowało. Za mną zamknięty rozdział, a otwarty kolejny, oczekujący
napisania go. Już się za niego zabieram.
Dotarliśmy
z wujem pod nasz nowy dom. Przeprowadziliśmy się do Valance tuż przed rozpoczęciem
roku szkolnego, wprost idealnie dla szesnastoletniej dziewczyny bez przeszłości
z niewiadomą przyszłością. Naprawdę cieszyłam się na tą przeprowadzkę, chciałam
zacząć od zera, z dala od wścibskich, ciekawskich spojrzeń innych ludzi,
plotkujących o mnie. Nienawidziłam być w centrum uwagi.
-
Carter wyjdziesz, czy będziesz tak siedzieć w nieskończoność? – z zamyśleń
wyrwał mnie głos wujka Grega.
- Już,
już. – pośpiesznie zarzuciłam podręczny bagaż na ramię i otworzyłam drzwiczki.
Przede mną stał niewielki, biały domek z czarnym
dachem. Wyglądał tak.. tak.. tak typowo amerykańsko. Mogłabym się do tego
przyzwyczaić, do pięknego ogródka otaczającego dom oraz werandy z drewnianą huśtawką,
zawieszoną na metalowych łańcuchach. Podekscytowana chciałam jak najszybciej
wejść do środka, rozpakować się i żyć. Byłam pełna nadziei na lepsze życie, na
lepszy start. Już nie mogłam się doczekać aby iść do szkoły, poznać nowych
ludzi, obudzić w sobie nową pasję.
- Dziękuję!
– pisnęłam tuląc Grega.
-
Jeszcze nawet nie weszłaś. – zaśmiał się, kręcąc głową.
-
Wiem, ale już dziękuję za to, że w ogóle chciałeś się przeprowadzić dla mnie. W
końcu miałeś tam pracę, znajomych... – zawahałam się.
-
Szczerze to nie żałuję tej decyzji. Nigdy nie lubiłem tej naszej sąsiadki,
ludzie w pracy również nie byli zbytnio mili. Tak jak ty, mam nadzieję na nowy
początek. – trącił mnie lekko ramieniem.
- No!
To bardzo dobrze. – westchnęłam z ulgą, czułam jakby wielki kamień spadł mi z
serca. – A więc, czas się rozpakować, no nie?
- Możesz
zacząć, ja na chwilę odpocznę i popatrzę sobie.
-
Greg! – walnęłam go w ramię.
Tak,
to prawda. Nazywałam wujka po imieniu, nie wiem kiedy to się zaczęło, ale tak
było po prostu od zawsze. Greg czuł się zbyt młody na to, aby nazywać go „wujkiem”. Możliwe,
że na początku było mi dziwnie, ale z czasem do tego przywykłam. Jak to mówią,
człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić.
-Carter! – zironizował mój ton. – Dobra, masz klucze i
biegnij. – podał mi pęk kluczy, na co przystałam z niemałą ochotą.
Przeskakiwałam różne pudła porozstawiane po drodze, o
jedno nawet się potknęłam, ale to nie przeszkadzało mi w dotarciu do celu.
Otworzyłam drzwi po minucie, gdyż miałam problem z wybraniem właściwego klucza.
Kiedy nareszcie udało mi się wejść do środka, oniemiałam.
Dom, jak dom. Niby zwyczajny, z początku był pusty,
ale gdy wyobraziłam sobie wszystkie te rzeczy, które mieliśmy w Detroit tutaj,
od razu zrobiło mi się lepiej na sercu. Naprawdę Greg wybrał właściwe miejsce
na nasze nowe życie.
Ja wiem, ciągle powtarzam „nowe życie”, „nowy start” itd ale naprawdę się z tego cieszę. Byłam
bardzo podekscytowana tym, a ostatnio brakowało mi czegoś, z czego mogłabym
czerpać satysfakcję, gdyż miałam wypadek samochodowy. Na wskutek tego uderzenia
głową o asfalt straciłam bezpowrotnie całą moją pamięć. Nie pamiętałam rodziców,
przyjaciół, szkoły, nic. Kompletnie nic. Lekarze powiedzieli mi, że bardzo
prawdopodobne jest to, iż nigdy nie przypomnę sobie tych wspomnień. Gdy zobaczyłam
Grega, mimo iż go nie pamiętałam, to jednak czułam, że jest między nami pewna
więź i mogę mu zaufać.
Minęły dwa tygodnie zanim mogłam wrócić do szkoły, skończyć
ją i pójść po świadectwo. Ludzie traktowali mnie dziwnie, jakbym była kimś
innym, kimś dziwacznym. Nikt nie chciał ze mną normalnie rozmawiać, ale wiedziałam,
że mówili o mnie, np gdy wchodziłam do klasy i wszyscy milkli, to już był dla
mnie jakiś znak. Może myśleli, że tego nie zauważam, nie widzę, ale ja widziałam
bardzo dokładnie. Dlatego męczyłam Grega przeprowadzką, aż się zgodził.
- Podoba się? – spytał, stojąc tuż za moimi plecami.
- Oh! I to jeszcze jak. – odpowiedziałam zachwycona.
- Idź po pudła, czas się rozpakować. – polecił mi, na
co zareagowałam jękiem. Nie lubiłam niczego rozpakowywać, układać jeśli nie było
przy tym zabawy.
- W którym pudle jest wieża stereo?
- Spokojnie, to będzie na końcu.
- Ale Greg! – jęknęłam. – To będzie takie nudne to
rozpakowywanie się. A może radio chociaż podłączę?
- Dobrze, radio może być. Postaw je w salonie, ale
niezbyt głośno, żebyśmy już w pierwszy dzień nie zrazili do siebie sąsiadów,
okej?
- Okej. – przytaknęłam, chociaż tak naprawdę nie słuchałam
do końca uważnie, gdyż moje myśli wiodły ku pudle ze sprzętem.
Zanim odszukałam właściwego pudła minęło z pięć minut,
kiedy już miałam się poddać, zauważyłam wielki napis „SPRZĘT” na
kartonie tuż w zasięgu mojego oka. No tak, najciemniej jest pod latarnią. Wyciągnęłam
radio, po czym wciągnęłam go do kuchni. Postawiłam na blacie kuchennym i podłączyłam
do prądu.
-Ścisz
to! – krzyknął Greg, kiedy włączyłam muzykę na full, jednak dla mnie było średnio-głośno,
ale na wszelki wypadek schowałam sprzęt pod stół, żeby wujek się nie skapnął.
Nucąc
pod nosem piosenkę, która akurat leciała zaczęłam nosić pudła.
-Carter!
– nadal go ignorowałam, rozpakowując karton z książkami, filmami itd, aż w końcu
nie wytrzymał i zbiegł po schodach. – CA-RTE-R! – próbował przekrzyczeć radio.
– GDZIE TO USTROJSTWO?
-Oj
Greg, wyluzuj! – jęknęłam, on zawsze musiał psuć zabawę. Podeszłam do radia i
dla świętego spokoju je ściszyłam tak, że słyszałam jedynie melodię. –
Zadowolony?
-Tak,
póki jeszcze się na nas nie skarżą. – odpowiedział. – Skończyłaś już?
Wtem
naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Spoglądnęliśmy na siebie zdziwieni,
nie spodziewaliśmy się nikogo. Greg pokiwał głową z miną „A nie mówiłem?”,
po czym podszedł do drzwi i je otworzył.
W
progu stanęła wysoka kobieta, ubrana w białe rybaczki idealnie opinające się na
jej szczupłych nogach, zaś górną część stanowiła luźna koszulka na ramiączkach
w kolorowe kwiaty. Włosy miała upięte w kok, lecz kilka kosmyków opadało jej na
twarz. Obok kobiety stał chłopak, prawdopodobnie starszy ode mnie o parę lat.
Kruczoczarne włosy, piwne oczy stanowiły kompletne odzwierciedlenie jego bladej
jak porcelana twarzy. Wzrok miał znudzony, wędrował wszędzie, jakby nie mógł
skupić się na jednej rzeczy, aż zatrzymał się przez parę sekund na mnie.
-Dzień
dobry. – przywitał się Greg. – Przepraszamy za tą muzykę, już ściszyliśmy.
- Oh
nic nie szkodzi, naprawdę. – kobieta uśmiechnęła się szeroko i machnęła ręką. –
Przyszliśmy się przywitać z nowymi sąsiadami. Niestety mój mąż jest tymczasowo
niedysponowany, więc przybyliśmy jako delegacja. – spojrzałam tryumfalnie na
wujka, jakby chcąc mu przekazać w myślach „A nie mówiłam?”.
-
Bardzo nam miło. Nazywam się Greg Evans, a to moja siostrzenica Carter Evans, właśnie
przyjechaliśmy z Chicago. – uścisnęli sobie ręce.
- Miło
mi. – mruknęłam nieśmiało i również wyciągnęłam dłoń ku kobiecie.
- Ja
nazywam się Amber Clark, a to mój syn David. – widać było, że chłopak raczej
nie chciał być w tym miejscu, ale przyszedł pod przymusem matki. Podszedł bliżej
i z dystansem przywitał się ze mną i z Gregiem.
- Może
wejdziecie na chwilkę? Wprawdzie nie rozpakowaliśmy się jeszcze całkowicie, ale
kuchnia jest już uporządkowana. – zaproponował wujek.
-
Nie, nie, nie trzeba, ale chętnie wam pomożemy się rozpakować, prawda David? –
spojrzała na syna wyczekująco. Ten mruknął coś pod nosem niezrozumiale, ale
widząc surowe spojrzenie Amber podniósł głowę i rzekł:
-
Pewnie. – chociaż brzmiał niezbyt przekonywująco.
- To
nie będzie potrzebne, dajemy sobie razem radę we dwójkę, ale mam pytanie. Czy
jest tu gdzieś blisko supermarket?
- Oh,
naturalnie. Trzeba iść cały czas prosto, a następnie skręcić w lewo i po prawej
stronie już będzie. – kobieta uśmiechnęła się promiennie. – W razie czego,
proszę jeszcze śmiało do nas dzwonić i pytać. – zaczęli się wycofywać w stronę
swojego domu.
- Dziękujemy.
– odpowiedział za nas dwoje, Greg, po czym zamknął za nimi drzwi. – Znacznie
milsi tu ludzie niż w Chciago. – stwierdził. – Pójdziesz potem do tego sklepu.
-
Gdzie? – zmarszczyłam brwi.
- Do
sklepu. – powtórzył.
- Aa
no tak. – westchnęłam.
-
Carter, wszystko w porządku? Słuch ci się bardziej pogorszył? – zatroskany
spojrzał na mnie.
Od
urodzenia niedosłyszałam, ale dopiero w wieku 12 lat zaczęłam uczęszczać do
laryngologa na badania, co miesiąc to samo. Siadałam w specjalnym
pomieszczeniu, zakładałam słuchawki, a laryngolog puszczał mi jakieś dźwięki, a
ja musiałam wskazać w którym uchu. Męczyło mnie to, jednakże nie miałam wyjścia,
musiałam sprawdzać, czy mi się czasem nie pogarsza.
-
Nie, nie. Jest okej. – pokiwałam głową. – To co, rozpakowujemy się dalej?
I tak
zrobiliśmy. Minęły około dwie godziny, aż w końcu rozpakowaliśmy wszystko co się
dało. Opadłam zmęczona na kanapę i jedyne o czym marzyłam to zasnąć, a obudzić
się następnego dnia, ale wiedziałam, że musiałam iść jeszcze do sklepu jak
prosił Greg, który dosiadł się do mnie.
-
Jestem wykończony. – westchnął. – Jeszcze tylko podłączę telewizor i resztę
tego sprzętu i to będzie wszystko. Carter, pójdziesz do sklepu? Błagam cię, bo
umieram z głodu. – jęknął.
-
Jasne. Ja też jestem strasznie głodna, ale daj kasę, bo ja drobnych nie mam. –
uśmiechnęłam się szeroko, co przeważnie działało na Grega. Teraz również, gdyż
wywrócił oczami, wzdychając przy tym ciężko, ale wyjął portfel i dał mi pieniądze.
– Dzięki! Co ci kupić?
- Wodę,
jakiś makaron, a nie wiem, co chcesz byleby..
-
Byleby to ja zrobiła. – dokończyłam za niego.
- Dokładnie!
Zmykaj. – cmoknął, po czym zabrał się za rozpakowywanie ostatniego pudła.
Ja
natomiast ubrałam czarne, zniszczone trampki oraz narzuciłam fioletowy sweter.
Stanęłam przed lustrem i automatycznie się skrzywiłam. Na początku zwracałam
zawsze uwagę na moje nogi, ohydne, grube, tłuste nogi, płakać mi się chciało na
ich widok. Następnie przyszła kolej na cienkie włosy, które wypadały niemal garściami,
czasami naprawdę bałam się, że wyłysieję przed osiemnastką. Jedyne co mi się podobało
w moim odbiciu to moja ulubiona koszulka Fall Out Boy, a reszta do poprawy, no
i pasowałoby kupić nowe buty.
-
Jeszcze nie wyszłaś? – Greg popchnął mnie lekko ku drzwiom. – I zdejmij ten
sweter, ciepło przecież jest. No już, wynocha. – wziął mi bluzę, po czym wypchnął
na zewnątrz. Ach ten troskliwy wujek.
Ale
rzeczywiście, było bardzo gorąco, cieszyłam się, że nie wzięłam tej bluzy.
Włożyłam do uszu swoje niebieskie słuchawki i puściłam muzykę FOB. Głos
Patricka był porażające, aż miałam ciarki gdy wyśpiewywał wysokie solówki.
Nawet nie zdążyłam zorientować się, kiedy minęłam sklep, do którego szłam.
Cofnęłam się o krok i weszłam zaraz za jakąś staruszką.
Chodziłam
pomiędzy regałami, myśląc co by tu zrobić na obiad, aż wymyśliłam spaghetti, bo
szczerze... Tylko to mi najlepiej wychodziło, a nie chciałam zbytnio
kombinować. Chwyciłam za makaron, który był blisko, a następnie zahaczyłam o
lodówkę, gdzie wzięłam mleko na śniadanie na jutro. Wtem jakiś chłopak, szatyn,
chwycił mnie za łokieć. Z jego ust wyczytałam, że był oburzony i zawołał
-Hej!
To jest ..
Uśmiechnęłam
się lekko i wzruszyłam ramionami. Nie bardzo wiedziałam co mu odpowiedzieć, ani
o co mu chodziło, więc już chciałam go wyminąć, kiedy uważnie przyjrzał się
mojej koszulce, od razu spojrzałam na jego i .... Przecież on miał dokładnie
taki sam T-shirt jak ja! Widząc, że chce coś powiedzieć, wyjęłam jedną
słuchawkę, aby lepiej go słyszeć, chociaż to było trochę trudne, gdyż w drugim
uchu Patrick darł się niemiłosiernie.
- Tak,
słucham ?
-
Właśnie podebrałaś mi m.. Hej! Fajna koszulka! – brzmiał bardzo
entuzjastycznie.
- Twoja też jest całkiem spoko. – wzruszyłam
ramionami, żeby nie pokazać jak bardzo się ucieszyłam, że istniał ktoś jeszcze,
kto również kochał FOB, gdyż większość ludzi, zwyczajnie ich nie znała. Może to
głupie, ale miałam nadzieję, że się zakolegujemy, fajnie by było z kimś o nich
pogadać. Greg niestety nie przepadał za tym typem muzyki.
- Lubisz Fall Out Boy? W tej dziurze naprawdę
ciężko spotkać jakiegokolwiek ich fana. Pewnie jesteś tu nowa. – od razu
przeszedł do konkretów, coraz bardziej go lubiłam.
- Otóż to. Dzisiaj przyjechałam. Bardzo mi
miło, że pierwszą osobą którą spotykam jest fan FOB. – uśmiechnęłam się szczerze.
– Byłeś na ich koncercie? – nie mogłam się pozbyć tej ciekawości.
- Jeszcze nie, ale przymierzam się. –
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-
Okej, to ja już muszę iść. Miałam skoczyć tylko po mleko i chleb. – głupia,
głupia, głupia! Nie wiem dlaczego powiedziałam, że mleko i chleb, skoro miałam
w koszyku makaron i mleko, mam nadzieję że tego nie zauważył i nie uważa mnie
za idiotkę. Jeśli tak, to nawet lepiej, iż mogę nie uczęszczać do tej samej
szkoły co on.
Szybko
skierowałam się po sos, a następnie do kasy. Wróciłam do domu po niecałych
dziesięciu minutach. Przed domem obok zauważyłam jakąś dziewczynę, również
blondynkę która rzuciła czymś w Davida wyzywając go od idiotów, czubków i wielu
różnych przymiotników, których lepiej nie będę wymieniać. Zaskoczona
zatrzymałam się i obserwowałam, jak ów dziewczyna odchodzi zamaszystym krokiem
w moim kierunku.
-
Dobrze ci radzę, trzymaj się z dala od tego palanta! – niemal wykrzyczała mi to
prosto w twarz.
Zbyt
oszołomiona by cokolwiek powiedzieć, przeniosłam pytający wzrok na Davida,
który tylko westchnął głęboko i spojrzał w niebo, kręcąc przy tym głową, po
czym wszedł z powrotem do domu.
Okeeej,
uznam, że tego nie widziałam. Wróciłam do domu, gdzie zastałam Grega,
rozwalonego przed podłączonym telewizorem.
- No nareszcie! Ile można czekać? –
dopadł do mojej siatki, gdy tylko mnie zobaczył.
- Sam sobie mogłeś iść i nie
narzekaj, bo zaraz zrobię spaghetti.
- Oooo! Dobrze Carter, tak trzymać.
Wiesz, że idziesz w poniedziałek do szkoły? Pośpieszyłem się trochę, ale
pomyślałem, że chciałabyś iść wcześniej.
- Jak ty mnie znasz. – zironizowałam
trochę.
- To, do jakiej szkoły?
- Millenium High School. Pasuje?
- A ja wiem, nawet nie byłam w tej
szkole, to skąd mogłam wiedzieć? – wymieniliśmy uśmiechy a następnie zabrałam
się za robienie obiadu.
Po południu postanowiłam pójść na
spacer, pooglądać trochę okolicę. Minęłam kilka ulic, gdzie głównie znajdowały
się domy mieszkalne, czasem jakieś sklepy. Aż nareszcie dotarłam do parku.
- No ja pierdole, chyba żartujesz?! –
usłyszałam jak ktoś wrzeszczy, niemal na całą ulicę. Podążyłam spojrzeniem za
posiadaczem tego głosu, którym okazał się David, pochylający się nad czarnym
citroenem. Na mój widok ponownie przeklął i wsiadł do samochodu.
No super, jeszcze prawie nikogo nie
znam, a już mnie nie lubią.
Od autorki: No i jest drugi rozdział! Wstawiam go jako prezent dla was z okazji moich 17 urodzin, haha ale jestem stara, o kurde ;( Ja wiem, że na razie nic się nie dzieje, dlatego większość mnie opuściła, ale to się rozkręci jeszcze, potrzeba czasu :) Mam nadzieję, że wam nie pokręciłam niczego :D Trzymajcie się skarby ;*
Jejku, jejku, jejku...w sumie to nawet się nie spodziewałam, że to właśnie Carter była dziewczyną, którą Justin spotkał w sklepie. Widać, że jak na razie akcja się rozkręca, ale zastanawiam się o co chodzi z Davidem, czy on faktycznie nie lubi Carter...coś mi tu nie pasuje, on jej przecież nie zna. Jej..już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów i tego jak rozkręci się akcja. No i jeszcze raz z okazji 17 urodzin (ja też już jestem taką staruszką :d) życzę ci duużo weny, pomysłów na opowiadania i tak dalej i tak dalej, dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń:* :) <3
OdpowiedzUsuńfajnie sie zaczyna. Uwielbiam twoje opowiadania wiec na pewno to tez mi przypadnie do gustu. Wszystkiego najlepszego słonko!:)
OdpowiedzUsuńCudowny <3 Nie spodziewałam się, że tą dziewczyną, którą Justin spotkał w 1 rozdziale była Carter. :)
OdpowiedzUsuń+ Wszystkiego Najlepszego ! <3
z niecierpliwością czekam na kolejny ! :)
OdpowiedzUsuń