JUSTIN
Wróciłem do domu z mieszanymi
uczuciami. Wiedziałem, że Carter już wyczuła mój zepsuty nastrój, dlatego jak
najszybciej chciałem się pożegnać, aby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Kiedy tak
na nią patrzyłem, miałem ochotę jej wszystko powiedzieć co mnie dręczyło.
Wszystko, dosłownie, z trudem trzymałem język za zębami. Znałem ją zaledwie
tydzień i już miałem zwierzać się z mojego życia? Nie chciałem, aby się
spłoszyła , po czym uciekła zmieszana, zbyt dobrze mi się z nią rozmawiało.
- Justin? – moja matka stanęła w
progu kuchni. – Gdzie się tak długo szwędałeś?
- Byłem na boisku. – mruknąłem na
odczepnego, chciałem jak najszybciej dotrzeć do swojego pokoju.
- Proszę, informuj mnie wcześniej.
Martwiłam się.
- Mam już siedemnaście lat, wyluzuj.
– westchnąłem.
- Chcesz kolację? – spytała.
- Nie, dzięki.
Po tych słowach jak najszybciej
udałem się na górę. Zaświeciłem światło, aby przypadkiem się o coś nie potknąć.
Zasunąłem odruchowo rolety i podszedłem do wieży. Włączyłem moją ulubioną
płytę. Uwielbiałem, że całe pomieszczenie wypełnił słodki dźwięk muzyki, a ja
leżałem sam na podłodze w ciemnościach, myśląc o różnych sprawach. Tak też
zrobiłem, zgasiłem światło i położyłem się na dywanie.
Cause
all I know is we said hello,
And your eyes look like coming home,
Oh, I know it’s a simple name, everything has changed,
And your eyes look like coming home,
Oh, I know it’s a simple name, everything has changed,
Przypomniała mi się sytuacja
pomeczowa i niezbyt miłe uczucie w sercu znowu zagościło. Pamiętam, że gdy
wygraliśmy mecz, Pauline pojawiła się niemal znikąd i rzuciła się na mnie,
mocno przytulając. Byłem zbyt zdezorientowany, aby myśleć racjonalnie.
Poklepałem ją przyjacielsko po plecach, po czym niezręcznie odsunąłem od
siebie.
Tłum zaraz mnie pochłonął, więc nie
miałem szansy aby coś jej odpowiedzieć, albo jakoś zareagować. Gdy w końcu cały
ten chaos nieco ustał, udało mi się spokojnie wyjść, wcześniej odsłuchując
gratulacje od różnych ludzi, począwszy oczywiście od trenera. Wyszedłem aby
odnaleźć Julie – stała przed moim samochodem, oparta o maskę. Ręce miała
skrzyżowane na piersiach a po jej ustach wywnioskowałem, że była zła. Podniosła
wzrok dopiero gdy stanąłem przed nią.
- To już mnie przerasta. – próbowała
się uśmiechnąć, ale nie patrzyła na mnie, lecz w błękitne niebo. Przymknęła
oczy, zauważyłem, że jej dolna warga drga niebezpiecznie.
- Julie. – powiedziałem cicho.
Czułem, co zamierza powiedzieć i wcale tego nie chciałem słyszeć. – Może
przemyślisz to ?
- Justin! – spojrzała na mnie, a jej
oczy były całe we łzach. – Ty nic nie rozumiesz. No jasne, dlaczego byś miał? –
już otworzyłem usta aby coś powiedzieć, jednak Julie mi przerwała. – Proszę,
daj mi coś powiedzieć. Jestem zmęczona tym, że Pauline ciągle nam przeszkadza i
miesza się w nasz związek. Wiem, że coś do niej czujesz, widzę to w twoich
oczach, proszę nie zaprzeczaj. Przecież widzę. – Julie płakała, chciałem jej
jakoś ulżyć, ale przyjęła taką postawę, jakby nie chciała abym jej chociażby
dotknął. – I chociaż cię kocham, nie mogę z tobą być. To za bardzo boli.
Chciałam być dla ciebie wystarczająco dobra, żebyś nie musiał szukać tego u
innych dziewczyn, ale nie mogłam. Przepraszam.
- Ja… - zacząłem, ale nie mogłem
niczego więcej z siebie wydusić.
Dziewczyna wspięła się na palcach, a
jej miękkie wargi dotknęły mojego policzka. Drobne palce po raz ostatni
przejechały po mojej brodzie. Uśmiechała się ze łzami w oczach, a ten obraz
złamał mi serce. Po czym szepnęła krótkie „Żegnaj” i odeszła.
Nie chciałem dopuścić do siebie tej
myśli, że już nigdy nie będę mógł jej pocałować na powitanie, podzielić się z
nią swoimi obawami, troskami. Już nigdy nie zaśnie koło mnie, nie splecie
naszych dłoni razem, a potem ja nie obejmę jej mocno, aby poczuła się
bezpiecznie. Te myśli sprawiły, że miałem ściśnięte gardło, zaraz lada chwila
mogłem eksplodować.
Chwyciłem za telefon i bez namysłu
napisałem do Carter. Była jedyną osobą, która mogła mnie w tej chwili
zrozumieć.
„Cześć, wybacz, że przeszkadzam.
Możemy pogadać?” – wysłane.
„Hej, no jasne. Co się dzieje?” –
odpowiedź nadeszła bardzo szybko, jakby się tego spodziewała, że do niej napiszę.
„Nie mogę oddychać. Julie ze mną
zerwała”
„Oh Justin… Tak mi przykro.
Dlaczego?”
Zbyt dużo by o tym pisać, dlatego
przycisnąłem zieloną słuchawkę przy jej imieniu i nazwisku. Serce biło mi
bardzo szybko, sam nie wiem czy to z powodu Julie czy blondynki.
- Justin. – wyszeptała do słuchawki,
ledwo ją usłyszałem przez ryk muzyki. Podszedłem do wieży i trochę skręciłem
głośność.
- Carter. – odpowiedziałem
bezmyślnie, kładąc się z powrotem na podłodze.
- Cieszę się, że zadzwoniłeś. – nie
wiem czemu, ale pocieszyły mnie te słowa i to bardzo. Potrzebowałem teraz
usłyszeć coś miłego.
- Nie umiałem ci streścić tego
wszystkiego w sms-ie. – wytłumaczyłem. Zapanowała niezręczna cisza, a w tle
było słychać jedynie Fall Out Boy „Alone Together”. – Leże na podłodze i jestem
dosłownie w rozsypce.
- Jeśli to może ci pomóc, też się
kładę. Podgłośnij trochę FOB. – usłyszałem jak jej ciało gruchnęło lekko o
panele.
I wtedy opowiedziałem jej całą
historię, wszystko. Niczego nie pominąłem. Wyjaśniłem jak poznałem się z
Pauline, że była ona moją pierwszą miłością i tak naprawdę nigdy nie przestałem
czuć do niej „tego czegoś”. Powiedziałem o naszym rozstaniu, o tym jak poznałem
Julie i jak się między nami układało. Carter co jakiś czas wtrącała jedno
pytanie, które zazwyczaj brzmiało „Ale co, możesz powtórzyć?”. I powtarzałem
jej cierpliwie, nawet mnie to w sumie nie zrażało, ani nie denerwowało.
Chciałem się wygadać, tak po prostu, bez oceniania, jakby to zrobił David, czy
co gorsza – Jordan.
Prawie płakałem, kiedy opowiadałem
jej jak Julie wyznała mi miłość, podczas gdy jedliśmy lody w jej ulubionej
lodziarni. Miała nos umazany bitą śmietaną, śmiała się z mojej miny, aż przez
przypadek, a może celowo, pod wpływem uczuć powiedziała:
- Kocham Cię.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi. Długo czekałem, aż usłyszę te słowa – i było warto. Przyciągnąłem ją
do siebie i pocałowałem namiętnie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Julie
zauważyła, że mam nos ubrudzony, tak samo jak ona. Wyglądała tak uroczo, kiedy
próbowała mi serwetką go wyczyścić.
- Byłem takim kretynem Carter, że ją
straciłem. Pozwoliłem jej odejść.
- Oh Justin… -dziewczyna westchnęła
smutno. – Wiesz, skoro tak cierpisz po jej stracie, to musisz ją odzyskać.
- Tylko jak? Ona nie chce mnie już
pewnie znać, przez Pauline.
- Musisz jej udowodnić, pokazać, że
ją kochasz. Ją, nie Pauline. Ignoruj tą dziewczynę, nie dawaj się temu
pożądaniu. – jej słowa miały charakter bardzo motywujący, aż chciałem coś
zrobić tu i teraz.
- Masz rację. Tylko jak jej to pokazać…
- Macie jakieś wspólne zdjęcia?
- Tak…
- Dużo?
- No, dość sporo. – pomyślałem o
całym albumie, który udało nam się stworzyć przez rok.
- Może byś codziennie wrzucał jej do
szafki po jednym zdjęciu, aż zgodzi się z tobą spotkać? I tu już twoja inicjatywa.
- No nie wiem, a może zamiast samej
prośby o spotkanie…
- .. cytaty FOB ! – wykrzyknęliśmy
wspólnie. Aż wstałem, uzmysłowiając sobie, że powiedzieliśmy to dokładnie w tym
samym momencie. Zachichotałem cicho, a Carter odpowiedziała mi tym samym.
- Świetny pomysł Justin. Nie trać
optymizmu, ona będzie jeszcze twoja, zobaczysz.
- W końcu, która by się nie oparła
mojemu urokowi ? – zaśmiałem się.
- Dokładnie ! A znasz „Me and You”?
- Chyba nie…
- To poczekaj chwilkę.
Podszedłem do wieży i przeskoczyłem
płytę o kilka kawałków w przód, aż głos Patricka wypełnił cały mój pokój.
Last
year’s wishes are this year’s apologies. Every last time I come home. I take my
last chance . To burn a bridge or two. I only keep myself this sick in the
head
‘Cause I know how the words get you
‘Cause I know how the words get you
- I jak?
- Wow, tego chyba jeszcze nie
słyszałam. To dziwne, myślałam, że wyszukałam wszystkie ich kawałki.
- A widzisz! Jednak coś przeoczyłaś.
- Może specjalnie, żebyś ty mi mógł
ją pokazać.
- Wierzysz w przeznaczenie? – spytałem,
ponieważ nic innego nie przychodziło mi na myśl po jej wypowiedzi.
- Wierzę, że nic nie dzieje się bez
przyczyny. – odparła lekko. – A co z
tobą?
- No nie wiem… - zawahałem się. –
Myślę, że to od ludzi zależy, co zrobią, jakie skutki będą poprzez ich
działania.
- Nie wierzysz w siły
nadprzyrodzone? W Boga?
- Wierzę… Ale to przecież On dał nam
wolną wolę.
- Słusznie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś
czas, zanim mnie nie znużył sen, a było to około trzeciej w nocy. Rano kiedy
się przebudziłem, gwałtownie drgnąłem, gdyż telefon leżał mi na twarzy. Gdy
spojrzałem na wyświetlacz, zauważyłem, że rozmowa dalej trwa, więc albo Carter
zapomniała się rozłączyć, albo też zapadła w sen. Połączenie dobijało już
siedmiu godzin, nie chcę wiedzieć jaki będzie mój rachunek…
- Halo? – powiedziałem do słuchawki.
– Carter? – cisza, było słychać jedynie jakiś szmer. – CARTER?!
- O MÓJ BOŻE! – słyszałem jak
telefon gruchnął na ziemię, a dziewczyna jęknęła. – Co do ch… O kurde, Justin.
- Tak – zaśmiałem się – Przegadaliśmy
caaałą noc.
- Kurcze, przepraszam, ja po prostu
zasnęłam…
- Nie szkodzi. Trzeba czasem
zaszaleć, ale teraz lepiej się zbierajmy do szkoły. Może cię podwieźć ?
- Hm, nie. Nie, dzięki. –wyczułem
chwilę zawahania się. – Pojadę tramwajem.
- Okej, to do zobaczenia. – odparłem
zatem, rozłączając się.
Najpierw poszedłem do łazienki,
wziąć porządny prysznic, gdyż nie czułem się zbytnio komfortowo w ciuchach z
wczorajszego dnia. Następnie zszedłem na dół, gdzie już czekała na mnie Jazmyn,
gotowa aby jechać do szkoły.
- Cześć młoda. – rzuciłem do niej,
otwierając przy tym lodówkę. Wyciągnąłem z niej mleko i tak jak zwykle
nasypałem płatków do miski, po czym zalałem białym płynem.
- Nie jestem młoda! Pani w szkole
nam powiedziała, że już jesteśmy na tyle duzi, aby głosować w samorządzie
szkolnym ! – pochwaliła się.
- No jasne, młoda. – puściłem jej
oczko. – Zbieraj swój plecaczek, czekam przy samochodzie. – powiedziałem,
kończąc śniadanie.
Poszedłem do garażu, licząc na to,
że ojciec zajrzał pod maskę i coś porobił, dzięki czemu mógłbym jechać już
swoim samochodem. Wsiadłem do cytrynki, zapaliłem, ale silnik ani rusz. Dało
się jedynie słyszeć nikłe szemranie – nic więcej. Chyba będę musiał naprawdę
zawieźć ją do mechanika, a dzisiaj znowu byłem zmuszony jechać tramwajem. Myśl
ta jedynie pocieszała mnie, że Carter pomoże mi przebyć tą drogę szybko, bez
zwracania uwagi na transport.
- No nic, jedziemy tramwajem. –
powiedziałem do Jazmyn, która na tą wiadomość zareagowała z niemałym
entuzjazmem. Dziewczynka kochała nowe rzeczy, zwłaszcza tramwaj, bardzo ją
ciekawił z niewiadomych przyczyn.
- Czy Carter też z nami jedzie ? –
spytała.
- Tak, raczej tak.
- To fantastycznie!
Kiedy doszliśmy na przystanek,
tramwaj już stał. Wsiedliśmy do niego pośpiesznie, przechadzając się między
wagonami w poszukiwaniu Carter. Zobaczyłem ją w ostatnim, jak oparta była o
szybę z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Rozbawił mnie ten widok
– rozgarniętej Carter.
Usiadłem obok niej, ale nawet nie
poczuła mojej obecności, więc oparłem głowę o jej ramię. Dziewczyna mruknęła
coś pod nosem, ale nie poruszyła się w przeciwieństwie do tramwaju. Huknął,
ruszając z miejsca, jednak Evans niczego nie poczuła ani nie usłyszała nawet.
Położyłem palec na usta, nakazując Jazmyn być cicho.
- Ale… - zaczęła w proteście, chcąc
wskoczyć Carter na kolana, jednak skarciłem ją wzrokiem. Lekko naburmuszona
usiadła naprzeciwko nas i tak siedziała, wpatrzona w krajobraz.
Była taka cisza wewnątrz, takie
ciepło mi było, że aż sam przymknąłem powieki. Czułem się bardzo uspokojony.
Jednak nie na długo, ponieważ ktoś uparcie trząsał mną poprzez ramię.
- Justin! Justin! Obudź się! Justin!
No weź proszę.
- Co jest… - mruknąłem rozdrażniony,
że ktoś śmie przerywać mi drzemkę. Uchyliłem powieki, aż ujrzałem twarz Carter
blisko mojej. – Co ?
- Minęliśmy ze trzy przystanki. –
oznajmiła zdenerwowana, widziałem jak przełyka głośno ślinę.
- Cholera… Jazmyn. – poszukałem
wzrokiem mojej młodszej siostry. Spała jak zabita, skulona w kłębek. – Cóż,
widać dzisiaj jest dla nas wszystkich bardzo senny dzień. Która godzina?
- W pół do dziesiątej. – powiedziała
nadal nerwowo blondynka. – O rany, co my teraz zrobimy? Greg mnie zabije.
- Opłaca się iść do szkoły jeszcze?
Jakby nie patrzeć, jesteśmy w środku miasta, a ona jest naprawdę kawałek stąd.
Zanim tam dotrzemy minie z godzina i nie będzie sensu iść. – posłałem
dziewczynie cwany uśmieszek, poruszając przy tym znacząco brwiami.
- Wagary? – miała przerażoną minę. –
Ja… ja jeszcze nigdy tego nie robiłam. Chyba… - zawahała się. – Nie, to nie w
moim stylu.
- Daj spokój Carter, trzeba
korzystać z życia. Nie żyjemy wiecznie, więc coś nam się należy. – chwyciłem
jej dłoń, była bardzo zimna, więc przykryłem ją swoją drugą, aby trochę
ocieplić i jednocześnie uspokoić blondynkę. – W porządku?
Nie odpowiedziała, ale pokiwała
twierdząco głową, chociaż dało się zauważyć po jej oczach iż jest przerażona.
Roześmiałem się, ponieważ to były tylko wagary a nie przestępstwo, za które
moglibyśmy iść do więzienia, jednak Carter była tym naprawdę przejęta. Dziwiło
mnie to, gdyż chyba każdy w tym wieku przynajmniej raz wagarował, a
jednocześnie bardzo zaciekawiło, że istniała taka osoba, która się ich bała.
- A Jazmyn?
- Pójdzie z nami. Nawet wiem gdzie.
– odpowiedziałem tajemniczo, chcąc ją zaciekawić. – Wysiadamy na następnym
przystanku. – poinformowałem, po czym zacząłem rozbudzać siostrę. Z początku
kręciła głową, mrugając wciąż oczyma, nie wiedząc gdzie się znajduje. Wziąłem
ją na ręce, wciąż śpiącą, po czym chwyciłem się rurki, aby nie upuścić siostry.
Poczułem na sobie palące spojrzenie Carter. Spojrzałem na nią pytająco, a
blondynka potrząsnęła głową, po czym powiedziała z lekkim uśmiechem:
- Wyglądacie uroczo.
- Dzięki. – parsknąłem śmiechem na
ten komplement, ponieważ jeszcze chyba nikt nie nazwał mnie „uroczym”, zawsze
tylko „pies na baby”.
Wysiedliśmy na następnym przystanku.
Jazmyn rozbudziła się dopiero, gdy szliśmy spacerem wzdłuż rynku, rozmawiając
głównie o szkole, poważne tematy zostawialiśmy na wieczór, poza tym nie
chciałem gadać przy siostrze o moich podbojach.
- Kiedy mi się wydaje, że rozumiem
matmę, on nagle strzela jakiś wzór i wszystko diabli biorą. – Carter westchnęła
zrezygnowana.
- Nie myślałaś o korkach?
- Niee, nie mam tyle pieniędzy aby
sobie na nie pozwolić. I też nie jestem tobą, nie mam samych piątek.
- Nie przesadzaj. – parsknąłem lekko
speszony. – Zamknij oczy! Jesteśmy prawie na miejscu, Jazmyn cicho. –
przytknąłem palec do ust, nakazując siostrze milczenie, gdy ta otwierała już
usta aby coś pisnąć. Postawiłem ją na ziemi, a sam stanąłem za Carter, zamknąłem
jej oczy dłońmi. – Jeszcze kilka kroków, powiem ci kiedy stop. – przeszliśmy do
końca uliczki, po czym skręciliśmy w prawo. – Stop.
Od autorki: Ja już nie wiem czy kogokolwiek mam informować, więc jeśli ktoś ewentualnie by chciał, to napiszcie pod rozdziałem linki do bloga czy tt. Chyba się wypalam, skoro nikt nie chce tego czytać, przykro mi :(